Opactwo Benedyktynów w Tyńcu widziałam w życiu kilka razy.
Pierwszy raz wiele lat temu, na początku mojego życia w Krakowie. Miałam wówczas
wrażenie, że to po prostu ruina i tylko kościół nie poddał się działaniu czasu.
Niemniej jednak wewnątrz żyli mnisi, więc musiała być jakaś część, która ruiną
nie była.
Potem byłam tam jesienią 1999r, wrażenie było podobne. Więc
teraz przeżyłam coś w rodzaju szoku. Jest po remoncie w 2009r, dziedziniec i
zrujnowany wcześniej gmach biblioteki pięknie odrestaurowane. Kawiarnia, pokoje
hotelowe, muzeum, inny świat. Sama nie wiem, czy lepiej było wcześniej, czy
teraz. Tym razem mogłam zobaczyć również krużganki, które wcześniej wydawały mi
się niedostępne, albo nie czułam się upoważniona do wchodzenia gdziekolwiek. Dawniej
czuło się, że jest to budowla przeznaczona do konkretnego celu, a turysta mógł
czuć się tam intruzem, kimś, kto przeszkadza mnichom w ich życiu. Teraz zawitał
tu świecki świat. W pewnym sensie szkoda tej poprzedniej surowości i duchowości.
Opactwo stało się własnością zakonu benedyktynów w
średniowieczu, było więc budowlą nie tylko religijną, ale też warowną, często
wykorzystywaną w czasie wojen, przez co wielokrotnie ucierpiało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz